Wtorek, 22 lipca 2003
Komentarze: 1
[Balkonowo, podniebnie i gwiezdnie, mrugajac, szumiac, gruhajac. Tropiac cisze, uginajac sie pod ciezarem ciala, marząc, łkajac, myśląc. Zwiewnie, niebiesko, ksiezycowo. Noga przy nodze, reka przy rece. Spiac. Balkon a pod nim Balkon i nad Balkonem Balkon. 'Lecz blizej nam zawsze do Ziemi'. Wciąż.]
Brakuje powietrza, brakuje tchu. Zatloczone metro, tramwaje, autobusy. W hipermarketach kolejki, w barach mlecznych i przy straganach. Kuszą wyzywajace kobietki i kobiety. Wczoraj widzialem film dokumentalny o zakonnicy, zaraz pozniej o ksiedzu. Napowietrzone metafora. A jakze.
K.N. proponuje spotkanie w B. Plącza sie terminy w zle odmierzonym grafiku. Brakuje Miejsca. Mozna jeszcze cos skreslic, przestawić, skrocic, zacisnać zęby, wytłumaczyć się chorobą, nagłą śmiercią kogoś z bliskich, zapewnić po raz kolejny, że może następnym razem, przysiąc nawet na świętą Księgę albo święty Krzyż. Brakuje Miejsca. Pocałunek odmierzany oddechem.
Pozostało jeszcze kupić bilet, spotkać się z B.N., odwiedzić S.S., zjeść obiad przy Nowym Świecie, kupić parę sakarpet, odpisać na kilka listów, zachłysnąć się zapachem bezdomnych, utwierdzić w przekonaniu, że każda decyzją jest słuszna, wybrać kilkadziesiąt złotych z bankomatu, zadzwonić do L., utwierdzić w przekonaniu, ze to wszystko, że już wszystko dopięte na ostatni guzik, na ostatnią pętęlkę zaciśnięty czas.
Duszno. Parno. Prawie trzydzieści stopni Celsjusza. Aż się chce zrzucić ubranie, pozbawić się go do samej skory, bo uwiera, klei się do plecow, ciąży. Widok nagusa w Centrum Warszawy może nikogo nie zdziwi...
Dodaj komentarz