Komentarze: 1
[Wizyta M.A. rozpoczela sie wczoraj o dziewiatej trzydziesci piec i skonczyla sie wczoraj o osmej trzydziesci. O osmej czterdziesci piec odpadla mi podeszwa od buta typu polglan, koloru czarnego, dozywszy sedziwego wieku jednego roku i czterech miesiecy]
B.E. teskni za swoim L.S., przynosi zdjecia, razem wygladaja tak cukierkowo, landrynkowo. A B.E. prawie placze, rece jej sie trzesa i jezyk placze i pije wode z kranu chlorowana szklanke za szklanka, ale mowi ze szklanke umyje jak skonczy i ze sobie pojdzie juz bo widzi, ze mnie nudzi ogladanie zdjec. A ja, zeby zamknela drzwi dokladnie dociskajac klamke. Bo nie chce, zeby W.G. zaatakowal mnie nozem choc ja nie jestem L.L. ale W.G. czasem mysli ze jestem, szczegolnie gdy przegnie z iloscia promili alkoholu we krwi.
Pozna noca probuje liczyc owieczki bo owieczki to milsze stworzonka niz barany no i plec przeciwna. Wiec licze te owieczki i licze i zasnac nie moge. Wychodze wiec do Seedley parku o trzeciej nad ranem z latarka i obserwuje skupiska gwiazd zwanych droga mleczna godzine chyba i na ksiezyc patrze, i w chwile pozniej jakis szelest slysze w krzakach i o malo zycia nie postradalem ze strachu, a okazalo sie ze w krzakach kot, milusi kotek. Wiec doszdlem do siebie, to znaczy podjalem decyzje o zlapaniu kota. I nawet go zlapalem, ale mnie podrapal, wiec puscilem. I pomyslalem wtedy, ze przeciez mogl wsciekly byc. A teraz, kiedy pisze te slowa, wsciekly jestem, ze taka glupia mysl mi przyszla do glowy, zeby kota lapac, co w krzakach o trzeciej w nocy, a rana wielka och wielka, jakies dziesiec centymetrow, niedaleko kciuka az po nadgarstek.
Cisnienie wysokie. W Mc Donaldzie kawa large za osiemdziesiat piec pensow i big breakfast, czyli dwa jajka tak zwane rozbite, kawal jakiekos miesa i dwa tosty i to ma byc big breakfast?.. Ale jest. Wiec temperatura osiemnascie stopni. Wiatr slaby, umiarkowany, zachmurzenie male. Niebo bezchmurne. No.
Ale sie rozpisalem.