Komentarze: 0
[Mylem nogi w strumyku, stopa mi krwawila przetarta paskiem nowych sandalow, pod pachami nazbieralo sie potu, za paznokciami brudu. Slonce piecze w czolo, skronie i plecy. Chowam sie w cien. Unikam blota i wpadam w bloto. Zmieniam sandaly na adidasy. Koniec wolnosci dla zmeczonych stop]
Z K. na brzegu wzniesienia powaznie o przyjazni. Ponoc zabilem cwieka. Nie spodziewala sie. Pozera mnie lęk, obrzezany ze wstydu, przeciez jedno slowo moze zniszczyc Wszystko. Gubie sie w ucieczkach. Boje sie. Wole powiedziec ze przeciez TO nie ma sensu niz walczyc. To ja pierwszy uciekam z pola walki. Tak lepiej, bezpieczniej. To nic, ze boli. Ma bolec (I.S. zapozyczony skrot myslowy). Im mocniej tym lepiej.
Samochodem do Krakowa, kilka blednych drog, Krakow nie podoba sie kierowcy. Przeklina po angielsku. W Krakowie podpici mlodziency szukaja psa, ktory zaginal na pustym Placu Mariackim. Nieznay czlowiek w kowbojkach koloru ciemnozoltego trzyma za pasem pistolet. Jest pewny siebie, krzyzuje nogi, mine ma powazna. Lepiej usunac sie w cien. Nigdy nic nie wiadomo. Przeznaczenie da sie oszukac?
W Warszawie o szostej rano. Upal. Dwadziescia dziewiec stopni. Listy od J.K., B.R., E.I., M.M. bez odpowiedzi.