Archiwum 21 lipca 2003


lip 21 2003 Niedziela, 20 lipca 2003
Komentarze: 0

[Mylem nogi w strumyku, stopa mi krwawila przetarta paskiem nowych sandalow, pod pachami nazbieralo sie potu, za paznokciami brudu. Slonce piecze w czolo, skronie i plecy. Chowam sie w cien. Unikam blota i wpadam w bloto. Zmieniam sandaly na adidasy. Koniec wolnosci dla zmeczonych stop]

Z K. na brzegu wzniesienia powaznie o przyjazni. Ponoc zabilem cwieka. Nie spodziewala sie. Pozera mnie lęk, obrzezany ze wstydu, przeciez jedno slowo moze zniszczyc Wszystko. Gubie sie w ucieczkach. Boje sie. Wole powiedziec ze przeciez TO nie ma sensu niz walczyc. To ja pierwszy uciekam z pola walki. Tak lepiej, bezpieczniej. To nic, ze boli. Ma bolec (I.S. zapozyczony skrot myslowy). Im mocniej tym lepiej.

Samochodem do Krakowa, kilka blednych drog, Krakow nie podoba sie kierowcy. Przeklina po angielsku. W Krakowie podpici mlodziency szukaja psa, ktory zaginal na pustym Placu Mariackim. Nieznay czlowiek w kowbojkach koloru ciemnozoltego trzyma za pasem pistolet. Jest pewny siebie, krzyzuje nogi, mine ma powazna. Lepiej usunac sie w cien. Nigdy nic nie wiadomo. Przeznaczenie da sie oszukac?

W Warszawie o szostej rano. Upal. Dwadziescia dziewiec stopni. Listy od J.K., B.R., E.I., M.M. bez odpowiedzi.

miklusz : :
lip 21 2003 Sobota, 19 lipca 2003
Komentarze: 0

[Do granicy samochodem ze znajomymi, z granicy na pieszo, za zakretem Oplem Astra do Zborowa. Piwo Zloty Bazant nie smakuje zgodnie z przepisami. Deszcz przeciera szlaki. Z R.S. do Swidnika. Prawoslawny ksiadz wydaje corke za maz. W hipermarkecie Billa zakupy ograniczaja sie do papieru toaletowego, sredniomiekkiego. Zakonica- pewnie bede mial szczescie. Ze Zborowa do granicy Rzeczypospolitej trzema ciezarowkami. W jednej z nich kabina smierdzi zdechla ryba. J.N. wybiera sie do Z. i przy okazji przedstawia zone. A to jest Bogdan Miklusz mowi do syna. A syn juz sie usmiecha. Nie wiedziec czemu. To nie jest szyderczy usmiech]

K. jest niesmiala, zamknieta w sobie, zakompleksiona. Tylko jej oczy mowia same za siebie. Tylko one nie klamia. Wtulam sie w rog spiwora. Lzawie.

miklusz : :
lip 21 2003 Piątek, 18 lipca 203
Komentarze: 0

[Mowia ze Zdynia a nie Żdynia, ze nie trzeba sie tak emocjonowac- Łemkowie i tak sie kiedys spolszcza. Chyze opustoszeja. Watra od lat wita deszczem. Ktos uogolnia, ze tradycji staje sie za dosc. W 1996 bylo slonecznie. Ponoc wyjatek potwierdza regule. Swiat zbudowany jest z regul. Z reguly pije sie tu kropke. Nie rozumiesz? Sprobuj!]

Nie wiem czy K. czeka pod brama glowna o drugiej po poludniu. Spoznilem sie okolo godziny. Deszcz ploszy ludzi. Dzien i noc pada. Wszyscy, ktorzy mnie spotykaja zwykli klepac mnie po ramieniu. Zasypiam wczesnie. Budze sie slyszac glosy starych Lemkow dyskutujacych o ustawie reprywatyzacyjnej. Ruda D.W. nie jest taka jak dawniej. Splowiala.

W glowie duszno od mysli. Pewnego dnia oglupieje. Lecz wcale nie bedzie mi glupio.

miklusz : :
lip 21 2003 Czwartek, 17 lipca 2003
Komentarze: 0

[Z Warszawy do Zagorza przez Lublin. Poznaje swiezo upieczonego prawnika, ktory nie zna zapisu konstytucji o prawach mniejszosci narodowych i etnicznych. Niedouczony. Panna (bez obraczki chyba ze zgubila) skubie olbrzymiego rogala, pije coca cole z butelki. Nie poca mi sie stopy bo w sandalach. Sandaly zakupilem na straganie goralskim w miescie P. za bagatelka trzydziesci piec zloty z VAT. Zasypiam od Lublina do Rzeszowa i nic mi sie nie sni. Tylko czasem konduktor prosi o bilet. Piecdziesiat cztery zlote za prostokatny kawalek papieru ladaco. Gory plosza serce. Mowia, ze w gorach parzy i ze zgwalcili studentke]

W K. w  barze 'Wanda' spotkanie z J.P., R.S., B.K. Butelka Pepsi na przywitanie, gowno krytyka tez. Obiektywizm? Co to takiego obiektywizm?

Dzieci mowia o mnie ksiadz mitrat. Przyjechalem tu prywatnie, zeby odpoczac, porobic zdjecia, porozmawiac. Ktos probuje mnie wyswatac z O., ale chyba bezskutecznie. Od kiedy przyjechalem z M. wszyscy chca mnie swatac, laczyc, a milosc glupia. Od lat Ci sami kucharze witaja mnie z ta sama gracja- schabowy na talezu smakuje wysmiewicie, anegdoty nastrajaja optymistycznie, herbata parzy w jezyk jak pokrzywa. Epidemia zatruc szerzy sie w blyskawicznym tepie. A.D. spedza osiem godzin w szpitalu z dziecmi od dwunastu do czternastu lat. Troje z nich pod kroplowka. Mowia, ze w miejscowosci K. wirus zjadl juz kilka osob. Zapomnialem sie pozegnac z P.K. Zonaty B.G. pokazuje album slubny. Broda prosze panstwa, broda, na miejscu.

Zawsze, kiedy probuje przekroczyc rzeke Barbarke po kamieniach, wpadam do wody. I teraz nie inaczej. Tego sie nie mowi, to sie pisze: A.H. ma wloski w okolicach pepka. Naturalne.

Mam wrazenie, ze wszyscy probuja kogos oglupic. Prawda szczypie, nie tylko w oczy, nieprawda? 

miklusz : :
lip 21 2003 Sroda, 16 lipca 2003
Komentarze: 0

[Spocony, przemeczony, spragniony- niebo pod powierzchnia skory]

Cala noc spedzam w kawiarni internetowej, odgrywajac role webmastera, redaktora, korektora, krytyka, czytelnika, analfabety (bo co to sa na przyklad motacilla flava? Serwuja tylko jedna kawe na dziesiec godzin, co powoduje, ze juz kolo trzeciej przezywam dosc nieznosny kryzys plecow i oczu, a okolo szostej rano leze na klawiaturze i chrapie (normalnie zdarza mi sie to bardzo rzadko)

Przed pomnikiem Kopernika spotkanie z O.L. Mamy niewiele czasu, ale dosc, by porozmawiac, usmiechnac sie, odbyc spacer brzegiem Parku Armii Krajowej, pomachac na pozegnanie. Godzine pozniej spotkanie z K.N. Zaskakujace do bolu. Niespodziewane reakcje, powrot do wspomnien, trawa w parku wbija sie w przeguby dloni i juz tak zostaje. K.N. nic sie nie zmienila, a jednak zmiany daja o sobie znac. Nalesniki na Rozanej (kucharki dolewaja wody do smietany), piwo na Bulwarze Filadelfijskim (Krolewskie w kuflu po Tyskim). Metlik w glowie i w sercu. Strach. Milczenie. Niewiadomoco. Najpierw trzeba oswoic, potem zaprzyjaznic, no a potem... Coz, K.N. pyta czy czytalem Excuperego. A ja nic.

Upal. Dwadziescia osiem stopni. Pociagi pospieszne i osobowe spoznione od pieciu do dziewiecdziesieciu minut. Zachryply glos spikerki zdaje sie przepraszac ale ulega informacjom. O osiemnastej czterdziesci trzy w drodze do Warszawy. Duszno. W toalecie zabraklo wody. Tesknie za K. Na szczescie sen ploszy mysli. Warszawa jak zawsze. Smierdzi. To wiatr z Dworca Srodmiescie.

 

miklusz : :